Mimo wspaniałej słonecznej pogody ryba od kilku dni nie brała. Jeździliśmy z kolegami po jeziorach i plonem naszych ostatnich kilku wypraw były niewielkie okonie i płocie. Zniechęcony zaproponowałem wypad nocą
na dużego leszcza. Jeden z moich kolegów zrezygnował, ale dwóch, mimo że nigdy nie łowili w zimie nocą
, postanowiło dotrzymać mi towarzystwa.
Na lodzie byliśmy o godzinie 1600. Robiło się już szaro, gdy wykuliśmy pierwsze przeręble. Zanęta, jaką zastosowaliśmy, była prosta, choć dodałem do niej garść białych robaków. Miejsce wybrałem już dużo wcześniej. Głębokość około 10 metrów, dno twarde i płaskie. Leszcz musiał być tu stałym gościem, gdyż za dnia czatowało nań w tym rejonie zawsze kilku moczykijów.
Upływały godziny, a brań nie było. Mimo, że temperatura wahała się około -50C, trochę zmarzłem i postanowiłem podejść do oddalonego o około 200 metrów brzegu, aby narwać suchej trzciny na ognisko. Jeden z kolegów zdecydował się przygotować patyki na kiełbasę, a drugi termos z herbatą .
Po dojściu do brzegu zauważyłem w świetle księżyca zwinnego zwierzaka, który szamotał się na krawędzi lodu z czymś, co przypominało wiadro. W tym miejscu wpadał do jeziora spory strumień i zwierzą tko nie słyszało, gdy zbliżałem się w jego stronę. W pewnym momencie, gdy byłem od niego o jakieś 30 kroków, nadepną łem na trzcinę, która złamała się z trzaskiem. Zwierzą tko wyprostowało się na moment, by dać za chwilę nurka w strumień i znikło po drugiej stronie mokradeł.
Podszedłem do czegoś, co z daleka przypominało wiadro. Na zbroczonym krwią lodzie leżał olbrzymi karp z wygryzionym karkiem i kawałkiem głowy. Już wiedziałem - zwierzą tkiem, które go upolowało, była dorodna wydra. Z trudem podniosłem pięknego sazana. Gdy dotarłem do kolegów i opowiedziałem zdarzenie, długo nie mogliśmy poją ć, jak wydra może chwycić i wytaszczyć na brzeg taką wielką , ważą cą około 10kg, rybę.
Leszcze, a raczej leszczyki, zaczęły "skubać" około północy. Mają c dość wrażeń postanowiliśmy zwijać sprzęt. Wybraliśmy trzy półkilogramowe leszcze, rozfiletowaliśmy je, położyliśmy w tym miejscu, ską d zabrałem karpia. A "prezent" od wydry podzieliliśmy na trzy równe części. Pamiętam, że w galarecie smakował doskonale.
Andrzej Łapińki
Na lodzie byliśmy o godzinie 1600. Robiło się już szaro, gdy wykuliśmy pierwsze przeręble. Zanęta, jaką zastosowaliśmy, była prosta, choć dodałem do niej garść białych robaków. Miejsce wybrałem już dużo wcześniej. Głębokość około 10 metrów, dno twarde i płaskie. Leszcz musiał być tu stałym gościem, gdyż za dnia czatowało nań w tym rejonie zawsze kilku moczykijów.
Upływały godziny, a brań nie było. Mimo, że temperatura wahała się około -50C, trochę zmarzłem i postanowiłem podejść do oddalonego o około 200 metrów brzegu, aby narwać suchej trzciny na ognisko. Jeden z kolegów zdecydował się przygotować patyki na kiełbasę, a drugi termos z herbatą .
Po dojściu do brzegu zauważyłem w świetle księżyca zwinnego zwierzaka, który szamotał się na krawędzi lodu z czymś, co przypominało wiadro. W tym miejscu wpadał do jeziora spory strumień i zwierzą tko nie słyszało, gdy zbliżałem się w jego stronę. W pewnym momencie, gdy byłem od niego o jakieś 30 kroków, nadepną łem na trzcinę, która złamała się z trzaskiem. Zwierzą tko wyprostowało się na moment, by dać za chwilę nurka w strumień i znikło po drugiej stronie mokradeł.
Podszedłem do czegoś, co z daleka przypominało wiadro. Na zbroczonym krwią lodzie leżał olbrzymi karp z wygryzionym karkiem i kawałkiem głowy. Już wiedziałem - zwierzą tkiem, które go upolowało, była dorodna wydra. Z trudem podniosłem pięknego sazana. Gdy dotarłem do kolegów i opowiedziałem zdarzenie, długo nie mogliśmy poją ć, jak wydra może chwycić i wytaszczyć na brzeg taką wielką , ważą cą około 10kg, rybę.
Leszcze, a raczej leszczyki, zaczęły "skubać" około północy. Mają c dość wrażeń postanowiliśmy zwijać sprzęt. Wybraliśmy trzy półkilogramowe leszcze, rozfiletowaliśmy je, położyliśmy w tym miejscu, ską d zabrałem karpia. A "prezent" od wydry podzieliliśmy na trzy równe części. Pamiętam, że w galarecie smakował doskonale.
Andrzej Łapińki