Sandacz na ostatni dzwonek

marek

New member
Gdy zadzwonił telefon, kończył się program telewizyjny.
- Zwariowałeś, Stefan - warkną…łem. - Pobudzisz mi są…siadów.
- No, pomyślałem, że może by tak jutro na sandaczyka - usłyszałem ciepły głosik kolegi.
- Daj spokój, bez przygotowania i żywca?!
- No, stary, daj się namówić, jutro ostatni dzwonek, 28 lutego - molestował Stefan.
- No, sam nie wiem - odparłem.
- To jesteśmy umówieni, jestem u ciebie o siódmej z Zygmuntem.
Położył słuchawkę. Uśmiechną…łem się i spojrzałem na moje kije, wychuchane, czekają…ce na letni sezon.
- Na jeziorze byliśmy o 800, w pobliskiej rzeczce złowiłem na "czwórkę" kilka żywców. Na szczęście miejsce, na które przyjeżdżaliśmy na drapieżnika od lat, nie było daleko od wsi, gdzie zazwyczaj zostawialiśmy auto. Piękny, kamienisty brzeg. Po prawej pasmo suchej trzciny, po lewej stroma skarpa i kępa około trzydziestu olch. Latem wyśmienite miejsce na biwak. Wyrzucaliśmy kolejno wędki. Ustawiłem grunt na 8 metrów tak, aby przynęta leżała na dnie i odruchowo sprawdziłem haczyk na paznokciu. Wydał mi się nie dość ostry, więc wyją…łem osełkę, by podostrzyć grot. Miałem w pamięci poprzedni sezon, gdzie nie dość ostry hak pozbawił mnie trzech sandaczy z rzędu, zanim zorientowałem się, w czym rzecz. Sandacz ma podniebienie jak szklanka i należy przede wszystkim pamiętać o dokładnym wybraniu luzu i o ostrych haczykach. Płotkę nacią…łem nożem w dwóch miejscach tak, aby lekko krwawiła. Nie kombinowałem z przewlekaniem haczyka pod skórą… żywca, jak to piszą… w niektórych mą…drych poradnikach wędkarskich, ale założyłem grotem w górę za pysk, gdyż w mojej karierze okazało się to bardziej skuteczne niż dół.
- Piękna pogoda, mały wiatr w plecy, pochmurno - mlaskał Stefan.
- Nie kracz - ofukną…łem go. - Piękną… mamy wiosnę tej zimy - dodał swoje trzy grosze zawsze dowcipny Zygmunt. Godzina minęła szybko. Wyjmowałem właśnie termos, gdy usłyszałem piszczą…cy głos Stefana : - Jedzie, jak Boga kocham!
Z niedowierzaniem spojrzałem na spokojną… wodę. Spławika faktycznie nie było.
- Daj, mu - powiedziałem spokojnie. Nie posłuchał. Świst kija, jaki usłyszałem nad uchem, wydał mi się nad wyraz przeraźliwy. Stefan stał jak wmurowany, a luz na żyłce, z której jeszcze spadała ostatnia kropla wody, był nad wyraz wymowny.
W tym momencie ma branie Zygmunt. - Daj mu - prawie proszę kolegę. Zygmunt nawet nie bierze wędki z widełek, wyjmuje papierosy, zapala. Po chwili spławik wychodzi na powierzchnię i zastyga.
- Szlag by to trafił - szemrze Stefan - ukuł się, czy co. Bierze kij do ręki i w tym momencie spławik znów powoli zaczyna jechać i ginie nam z oczu.
- Teraz - mówię. Ostre zacięcie i kij Stefana wygina się w spory łuk. Walki prawie nie ma. Kilowy sandacz lą…duje w podbieraku.
- No to począ…tek jest - dodaję z nutką… żalu w głosie. Po dwóch godzinach ciszy znów branie ma Zygmunt i drugi sandacz około 40 dkg trzepocze się na brzegu. Zygmunt demonstracyjnie wypuszcza go do jeziora. - Kolację już mam - mówi patrzą…c na mnie z dziwnym uśmieszkiem. Robi mi się głupio. Siedzę bez brania pół dnia, podczas gdy moi koledzy, których uczyłem wszystkich kruczków sandaczowych i nie tylko, teraz pewnie nabijają… się ze mnie w myślach. Widzę ką…tem oka, jak Stefan zmienia kolejnego fileta. Może mam za dużego żywca - myślę. Wstaję z taboretu, by rozprostować kości. Zygmunt zaczyna zbierać trzcinę na małe ognisko.
- No, będziemy mieli kiełbaski z rożna - dowcipkuje Stefan. Zyga pracuje w zakładach mięsnych i ma taki deputat, że i dla wędkarskiej braci skapnie.
Dopalało się właśnie ognisko i Stefan zaczą…ł skręcać swoje wędzisko, gdy mój mały sygnalizator drgną…ł i dosłownie skoczył w głębinę. Dobiegłem do wędki, żyłka wysnuwała się z kołowrotka z niesamowitą… szybkością…. Nagle stop ..., ale spławika nadal nie było na powierzchni. Po chwili znowu żyłka zaczęła się wysnuwać, ale bardzo wolno i jakby od niechcenia. Czułem, jak serce zaczyna mi bić mocniej. Nie słyszałem, co do mnie mówią… koledzy. Myślałem tylko o jednym : czy ryba nie zrobiła dużego łuku, gdyż brzeg był głęboki i przy zacięciu nic by z tego nie było. Zamkną…łem kabłą…k. Wszedłem do wody tak daleko, jak to tylko było możliwe. Żyłka zaczęła się lekko napinać. Zacią…łem dość energicznie. Opór, jaki poczułem, wydał mi się potworny. Ryba, choć wybrała mi około 50 metrów żyłki, parła do przodu. Dokręciłem hamulec. Widziałem, jak powoli zmienia kierunek. Wiedziałem, że jest to duży sandacz. - No, chłopaki - darłem się - szykować aparat.
Nerwy jakby odeszły i starałem się naśladować Zygmunta, któremu teraz wcale nie było do śmiechu, co wyrażała jego skupiona twarz. Już wtedy czułem, że sandacz jest mój, choć szedł wzdłuż brzegu lewo skos i murował równo i zdecydowanie. Po pięciu minutach, gdy był 15 metrów od brzegu, jakby nagle stracił siły. Szybko skręcałem żyłkę, przy brzegu stał z podbierakiem Stefan. Sandacz, gdy był już przy burcie na skraju trzciny, uderzył ostatni raz.
- O rany boskie - wrzeszczał Stefan - podbierak tu nic nie da, on ma z dziesięć kilogramów.
Teraz zobaczyłem go i ja. Znów serce uderzyło mi mocniej. Wiedziałem, że jest duży, ale że aż taki, nie mogłem nawet śnić. Zrobił jeszcze kozła przy moich nogach i zastygł w bezruchu. Obszedłem go od strony jeziora i wolno prowadziłem do brzegu. Widziałem, że jest bardzo zmęczony. Zauważyłem, że spod skrzeli wydostaje się krew, barwią…c wodę na różowo. Zyga stał jak słup soli. Położyłem więc wolno kij do wody i wzią…łem rybę delikatnie obiema rękami pod brzuch. Za moment była już na brzegu, robią…c resztkami sił efektowne salta na trawie.
Tym razem nie niosłem sprzętu do samochodu. Miałem "zajęte plecy". U miejscowego sołtysa zważyliśmy rybę na wadze od kartofli. Miała ponad osiem kilogramów.
- Takiego i ja kiedyś złowiłem na tym jeziorze - rzekł sołtys, podkręcają…c wą…sa. - Kiedy to było stara? - zwrócił się do żony.
- No to tak jakoś, jak urodziła się Zośka.
- Można napić się wody? - spytał Stefan.
- Ano można. Zosia! - krzykną…ł sołtys - daj panu kwaterkę!

Andrzej Łapiński
 
Do góry